Mieszkałem w Kanadzie. Przeżyłem tam poważną chorobę i kilka operacji żołądka, a potem cudowne uzdrowienie, o czym chcę opowiedzieć.

W OBJĘCIACH ŚMIERCI

Włodzimierz Makowski

Badania lekarskie wykazały, że mam wrzody na żołądku. Zaczęto mnie leczyć w ten sposób, że tylko jednego roku zażyłem 10.000 tabletek.
Lekarz zapewnił mnie, że po zażyciu tej ilości pigułek na pewno będę zdrowy. Jednak po zakończeniu kuracji bóle żołądka powróciły. Wtedy poszedłem do lekarza i powiedziałem: "Zapewniał pan, że gdy zjem te wszystkie tabletki, będę zdrowy." On uśmiechnął się wtedy i odpowiedział: "Kiedy masz bóle, zażyj 6 tabletek naraz i wtedy bóle ustąpią." Zapytałem: " Czy przez całe życie mam zażywać te tabletki?" Lekarz wyjął z kieszeni buteleczkę z takimi samymi tabletkami i rzekł do mnie: " Patrz, ja też je zażywam". Zrezygnowałem z tego lekarza i poszedłem do innego, który zaczął leczyć mnie różnymi lekarstwami jakie tylko znał. W końcu powiedział że dla mnie nie ma już lekarstw. Pozostało tylko jedno wyjście - operacja, na którą wyraziłem zgodę.
Przed operacją odwiedził mnie lekarz i stwierdził, że za 7 tygodni będę nowym człowiekiem i będę mógł iść do pracy.
Operował mnie specjalista - chirurg dr Eskart. Gdy otworzył mój żołądek, zobaczył dwa wielkie guzy. TO BYŁ RAK. Chirurg musiał usunąć mi ponad połowę żołądka. Po operacji poczułem się gorzej. Na trzeci dzień zacząłem odczuwać okropne bóle.
Początkowo prosiłem o pomoc, ale po krótkim czasie przestałem o to prosić i w niebogłosy krzyczałem z bólu, który był nie do zniesienia.
Pielęgniarki starały się pomóc mi, w czym tylko mogły. Po pewnym czasie uspokoiłem się. Kiedy przyszły do mnie, żeby podać mi lekarstwa, były bardzo zaniepokojone, bo zauważyły, że jestem bliski śmierci. Temperatura była tak wysoka, że dorosły człowiek rzadko kiedy może ją wytrzymać. Natychmiast przyszedł lekarz. Oglądając mnie zauważył, że jestem sparaliżowany. Ciężko oddychałem, ale serce jeszcze biło.
Zabrano mnie na prześwietlenie rentgenowskie szukając przyczyny tak ciężkiego stanu mojego zdrowia. Ale niczego nie znaleziono. Z wysoką temperaturą i bez pamięci leżałem kilka dni. Zaczął wydzielać się ze mnie nieprzyjemny zapach i cały mój pokój został nim przesiąknięty. Rany po operacji nie goiły się, lecz ropiały i całe moje ciało zaczęło napełniać się ropą.
Zacząłem gnić. Zapach był tak nieprzyjemny, że musiano mnie przenieść do osobnego pokoju. Tam lekarz wstawił kilka gumowych rurek do mojego żołądka, przez które schodziła ropa ściągana specjalną aparaturą. Stan mojego zdrowia pogarszał się z minuty na minutę. Ustami także zaczęła wyciekać mi ropa.
Mój lekarz znalazł się w trudnym położeniu. Zawołał wszystkich lekarzy tego szpitala, którzy zastanawiali się co ze mną zrobić.
Nikt nie wiedział jak jest przyczyna paraliżu. Zrobić drugą operację to było wielkie niebezpieczeństwo. Miałem wysoką temperaturę. Jednak lekarze zdecydowali, że trzeba przeprowadzić ponowną operację i dowiedzieć się, jaka jest przyczyna mojego aktualnego ciężkiego stanu. Tak czy inaczej nadziei na przeżycie nie było.
Lekarz powiadomił moją żonę, że prześwietlenie nic nie wykazało i w tej sytuacji koniecznością staje się ponowna operacja. Od pierwszej operacji minęły dwa tygodnie. Kiedy dowiedziałe się od żony, że będą mnie operować po raz drugi, kategorycznie nie wyraziłem zgody, mówiąc: " Wolę umierać w takim stanie niż mieć drugą operację." Lecz żona i moi przyjaciele, którzy mnie wtedy odwiedzili, zaczęli przekonywać mnie o konieczności ponownego zabiegu.
Przeżywając okropne bóle i widząc swe beznadziejne położenie, poprosiłem kolegę Jakuba Gołubińskiego z rodzinnej wsi, aby zatelefonował do mego znajomego F. Szelestowskiego. On kiedyś składał mi świadectwo o Panu Jezusie Chrystusie i prosił, abym pokutował i przyjął Jezusa Chrystusa jako osobistego Zbawiciela. Wówczas to odpowiedziałem mu: "Nikogo nie zabiłem i niczego złego nikomu nie zrobiłem. Żyję nie gorzej od innych i wierzę w tego samego Boga co i wy." Wtedy pastor F. Szelestowski łagodnie mi odpowiedział: " I diabeł wierzy w Boga i boi się Go, ale swoją pracę wykonuje nadal. Ale czy ty wierzysz Bogu?"
" A wierzyć Bogu" - mówił dalej pastor F. Szelestowski - "to znaczy wierzyć w Jego Słowo, które On pozostawił nam i wypełniać je. Czy ty to robisz?" Ja nie odpowiedziałem. Lecz teraz myślę inaczej o usłyszanych wtedy słowach. Co mam robić? Jaki jest mój obecny stan i dokąd idę? Od tamtej rozmowy minęło trochę czasu. Teraz, gdy byłem w takim krytycznym stanie, mój przyjaciel Jakub Gołubiński spełnił moją prośbę. Zatelefonował do brata Szelestowskiego i powiedział: "Jeżeli chcecie zobaczyć swojego znajomego, Makowskiego, za życia, to odwiedźcie go w szpitalu. On jest śmiertelnie chory i chce was widzieć." Gdy Szelestowski usłyszał tę wiadomość, nie zważał że jest zima, a droga do Toronto jest daleka, lecz wraz ze swoją żoną wyruszył w podróż. Przybywszy do szpitala, brat Szelestowski i jego żona podeszli do mnie, a on zapytał mnie: " Czego ode mnie oczekujesz?
" Bardzo chciałem brata widzieć przed swoją śmiercią. Proszę także, żebyście wy, wierzący, oddani Chrystusowi ludzie, zrobili mi pogrzeb, kiedy umrę." - odpowiedziałem.
" Co za różnica, kto ci zrobi pogrzeb gdy umrzesz?" - odpowiedził brat Szelestowski. - "Przyjmij Pana Jezusa Chrystusa, aby On cię zbawił, dopóki żyjesz. Oddaj się Jemu, a On ci przebaczy twoje grzechy, uzdrowi cię i będziesz jeszcze w życiu szczęśliwy, będziesz Pana uwielbiał za Jego miłość i zbawienie." - dodał. W tym momencie podeszła do niego moja żona i powiedziała: "Posłuchaj, lekarz powiedział, że trzeba mu zrobić drugą operację, ale on nie chce się zgodzić. Chce już umierać, zamiast poddać się operacji." Wtedy brat Szelestowski powiedział do mnie: "Zdecyduj się na operację." Odpowiedziałem mu wtedy: "Powiedziałeś, że gdy człowiek oddaje się Bogu, to On może wszystko zrobić." "Tak." - odrzekł brat Szelestowski - "ale kiedy ludzie oddają się w ręce Boże, wówczas Bóg działa. Ty oddałeś się w ręce lekarzy, więc pozwól im poprawić to, co zrobili źle, a my będziemy się modlić, aby Bóg był przy nich, pomógł im, pokazał, co mają robić." Słysząc te słowa powiedziałem: "Dobrze, zgadzam się".
Po niedługim czasie, w 15 dni po pierwszej, odbyła się druga operacja. Kiedy mnie otworzono drugi raz, lekarze stwierdzili niewłaściwe ułożenie organów wewnętrznych, popękanie tego co było operowane i pozaszywane, a teraz zaczęło gnić. Operacja trwała 4.5 godziny, a po jej zakończeniu główny lekarz powiedział mojej żonie: "Twój mąż ma poważne komplikacje, takie przytrafiają się jednemu na tysiąc chorych, a z tego nikt nie wychodzi żywy. Myśmy zrobili wszystko, co w naszej mocy, a resztę powierzamy w ręce Boże. Niech pani idzie do domu, bo ani pani, ani my w niczym więcej nie możemy mu już pomóc. Tylko Bóg może sprawić, by chory z tego wyszedł."
Wróciwszy do domu, żona oczekiwała na telefon ze szpitala, na wiadomość o moim zgonie. Wszystko było już przygotowane do mojego pogrzebu.
Podczas drugiej operacji, wśród licznych komplikacji, dostałem także zakażenia krwi. Moje ciało przybierało różne kolory. Stan zdrowia znacznie się pogarszał. Przykry zapach ciała nie ustępował, bo ropa nie nadążała wypływać przez 5 drenów podłączonych do aparatu pompującego. Pielęgniaraka widząc, że stan mojego zdrowia bardzo się pogorszył, powiadomiła o tym główneg lekarza. On zbadał mnie i polecił sprowadzić do szpitala moją żonę. Kiedy przyszła powiedział jej, że zostały mi jeszcze godzina lub dwie życia. Żona słysząc to, zadzwoniła do księdza oraz powiadomiła moich najbliższych przyjaciół, żeby przyszli mnie zobaczyć po raz ostatni.
Gdy zobaczyłem u swego łoża księdza, a oprócz niego niektórych z moich przyjaciół, zrozumiałem, że moje życie zbliża się ku końcowi. Przemówiłem do Boga: " Boże, słyszałem o Tobie, o Twojej prawdzie, ale nie żyłem według niej." Wśród przyjaciół, którzy przyszli mnie pożegnać, był kolega pochodzący z tej samej wsi co i ja, z Peczriny, Mikołaj Siergiejczuk. Poprosiłem go, aby zadzwonił do brata Szelestowskiego i zawiadomił go, że koniecznie chcę się z nim widzieć. Kolega niezwłocznie spełnił moją prośbę. Za kilka godzin brat Szelestowski wraz z żoną stali już obok mojego łoża. "Chciałeś mnie widzieć?" - zapytał. "Tak" - odpowiedziałem. Powtórzyłem mu słowa, które mówiłem poprzednim razem, gdy mnie odwiedził. "Chcę, abyście pogrzebali mnie kiedy umrę". "Ty jeszcze nie umierasz" - odpowiedział brat Szelestowski. "Wy chyba nie widzicie w jakim jestem stanie?" - odpowiedziałem. " Czy nie czujecie tego nieprzyjemnego zapachu, który wydziela się z mego ciała? Nawet ksiądz mnie już wyspowiadał". Wówczas brat Szelestowski powiedział: "To nic, że cię wyspowiadał, to wszystko ludzkie. Ta spowiedź ani nie pomoże, ani nie zaszkodzi. Ale ja ci mówię - przyjmij Jezusa Chrystusa, a zobaczysz co On uczyni." Powtórzyłem wtedy: "Ja umieram i proszę was, abyście wy, wierzący, mnie pogrzebali". Żona słysząc tę moją ostatnią prośbę, zwróciła się do księdza: " Czy ksiądz słyszy, co mówi mój mąż?" Na to ksiądz odpowiedział jej: "Proszę się tym nie przejmować, pani jest jego żoną i kiedy umrze, będzie pani mogła zrobić z jego ciałem, co pani zechce." Brat Szelestowski zwrócił się do mnie:"Co za różnica, kto cię pochowa? Dopóki jeszcze żyjesz, przyjmij Pana Jezusa Chrystusa, oddaj się Jemu, a zobaczysz, co On uczyni." Zapytałem go: " Co teraz, w tej sytuacji, Bóg może dla mnie zrobić? Słyszałem o Bogu, znałem prawdę, ale nie żyłem według niej... Teraz już umieram. Jestem grzesznym człowiekiem." Brat Szelestowski odrzekł: "Przyjmij Boga, On może cię uzdrowić, przebaczyć twoje grzechy, zbawić cię i przedłużyć ci życie. Mógłbyś jeszcze żyć i być szczęśliwym, aby wysławiać imię Boże".
- "W jaki sposób to może się stać? - zapytałem. - Jestem grzesznym człowiekiem i jak grzesznik umieram".
- "Bardzo dobrze, że wyznajesz, że jesteś grzesznikiem" - odpowiedział brat Szelestowski. - Pan Jezus przyszedł szukać grzeszników, a nie sprawiedliwych".
- "A ja myślałem, że na to, aby pokutować, trzeba bardzo długo czasu. Myślałem, że za karę muszę teraz przeżywać wiele cierpień, odbyć jakąś pielgrzymkę, spełnić jakieś dobre uczynki, spowiadać się i odprawiać pokutę, jak wskaże ksiądz. W jaki sposób mogę wykonać to wszystko, kiedy już umieram?" - zapytałem.
Brat Szelestowski wysłuchał wszystkich moich uwag, a potem powiedział: "Jeszcze nie umarłeś. Jeszcze żyjesz. Przyjmij Pana Jezusa Chrystusa jako swego osobistego Zbawiciela, a On jest w mocy uczynić wszystko. Czy wiesz o tym, że złoczyńca, który wisiał na krzyżu, kiedy zaczął pokutować zwrócił się do Jezusa takimi słowami: Jezu wspomnij na mnie, gdy wejdziesz do swojego Królestwa. (Łk. 23,42) a Jezus odpowiedział mu tak: Zaprawdę powiadam ci, dziś będziesz ze mną w raju. Teraz już wiesz, jak szybko Bóg przebacza grzesznikom ich grzechy, gdy oni szczerze pokutując, przychodzą do Niego. Bóg przyszedł szukać takich grzeszników jak ty." - dokończył brat Szelestowski.
"Ale ja umieram"- powiedziałem znowu.
" Przecież jeszcze nie umarłeś." - odparł brat Szelestowski - "A czy wiesz o tym, że Łazarz już nie żył, gdy Jezus Chrystus przyszedł do jego sióstr, Marty i Marii, które płakały i mówiły: Gdybyś Ty, Panie, był tutaj, nie umarłby nasz brat. W Ewangelii czytamy, że od chwili śmierci Łazarza do rozmowy Pana Jezusa z jego siostrami upłynęło cztery dni. Cztery dni Łazarz był już w grobie. On także już nieprzyjemnie pachniał. Jezus Chrystus powiedział wtedy do Marty: Czyż ci nie powiedziałem, że jeśli uwierzysz, oglądać będziesz chwałę Bożą? I zawołał donośnym głosem: Łazarzu, wyjdź tutaj! I wyszedł zmarły, a ty jeszcze  żyjesz."
Kiedy brat Szelestowski przestał mówić do mnie, otworzyłem swoje usta i powiedziałem: " O Boże, przyjmij mnie tak, jak przyjąłeś złoczyńcę ma krzyżu. Odpuść mi wszystkie moje grzechy i zabierz mnie do siebie. A jeśli przedłużysz mi moje życie, to obiecuję żyć tylko dla Ciebie. Będę rozsławiał wszędzie imię Twoje i będę opowiadał, co dla mnie uczyniłeś".
Kiedy tak wyspowiadałem się nie bacząc na stojących obok, co sobie pomyślą i powiedzą na to wszystko, odczułem pokój i radość w swoim sercu. Szczerze wyznałem przed Bogiem i ludźmi, że jestem grzesznikiem. Szczerze pokutowałem. I od razu zrobiło mi się tak dobrze i lekko, jakby ktoś zdjął z mego serca wielki kamień. Poczułem się bezgranicznie szczęśliwy. Nie zważałem już na to, że znajduję się w krytycznym stanie i prawie w objęciach śmierci.
Powiedziałem bratu Szelestowskiemu: " O, gdybyś bracie wiedział, jak mi jest teraz dobrze!" On odpowiedział:" Chwała Panu! Ufaj Bogu szczerze, a zobaczysz, co On dla ciebie zrobi." Odpowiedziałem: "Teraz idźcie do domu i powiedzcie wszystkim dzieciom Bożym, aby modliły się za mną. Jeżeli wyjdę z tego szpitala, to przyjdę do was, a jeśli nie, to wy przyjdziecie do mnie. A teraz muszę zasnąć!"
Brat Szelestowski pomodlił się nade mną. Gdy wychodził pokoju, zatrzymali go przyjaciele pytając: "Jak myślisz, czy on będzie żył czy nie?" Odpowiedział: "U Boga nie ma nic niemożliwego, we wszystkim jest Jego wola. Jak Bóg zechce, to Makowski będzie żył."
Wtedy wszyscy roześmieli się mówiąc: "On ma pięciu lekarzy, którzy twierdzą, że stan jego jest bardzo poważny, a ty mówisz, że Bóg może wrócić mu zdrowie i nawet przedłużyć życie..."
Szwagier mojej żony słysząc te słowa powiedział: "Jak on może żyć? Czy wiecie o tym, że jego kiszki są popalone od tych tysięcy tabletek, które zażył? Czy nie wiecie, że on wewnątrz już gnije? Lekarz powiedział, że pożyje jeszcze jedną godzinę, nie dłużej. Któż mu może przywrócić zdrowie?" Brat Szelestowski odpowiedział: "My będziemy się modlić, a u Boga nie ma nic niemożliwego." I tak się rozstali.
Po tej rozmowie nadal leżałem w mękach, ale z nadzieją w Bogu, że On ulży moim cierpieniom. Przez cały czas szczerze prosiłem Boga, aby przebaczył mi moje winy i przyjął mnie do siebie, jak tego łotra w zamierzchłych czasach. Płakałem przed Bogiem i pytałem Go: "Czy nie m już żadnej osoby, która byłaby wierna Tobie i mógłbyś odpowiedzieć na jej modlitwy?"
Nie patrząc na mój beznadziejny stan Bóg pozostawił mnie nadal w okropnych mękach, lecz darował mi wiarę, iż mogłem świadczyć pielęgniarkom mówiąc: "Zobaczycie, że mój Bóg podniesie mnie, uzdrowi mnie i wyjdę z tego okropnego stanu, bym mógł sławić Jego imię."
Oczywiście, patrząc z ludzkiego punktu widzenia, nie było żadnej szansy na wyzdrowienie i dalsze życie. Od czasu drugiej operacji do chwili obecnej minęło 24 dni. Stan mojego zdrowia był beznadziejny. Temperatura się podniosła. Patrzyłem przed siebie szeroko otwartymi oczyma. Język był opuchnięty i popękany, ociekał krwią. Zacząłem się dusić. Wówczas pielęgniarka zawołała głównego lekarza i moją żonę, mimo późnej pory. Żona widząc mnie w takim stanie zaczęła prosić lekarza, żeby coś zrobił i ulżył moim męczrniom, aby moja śmierć chociaż była lżejsza. Kiedy po sztucznym oddychaniu znowu zacząłem normalnie oddychać i poruszać oczami, zabrano mnie na trzecią operację. Operacja odbyła się 10 stycznia 1963 roku. Operowano duży guz w prawym boku. Trzy razy krojone ciało nie goiło się i nadal pozostawałem w bardzo ciężkim stanie. Czekałem tylko na interwencję mojego Boga. I oto po trzech operacjach, które odbyły się w Toronto w szpitalu "Queensway General Hospital" kolejno 30 listopada 1962r., 16 grudnia 1962 r. i 10 stycznia 1963 r. o godzinie 7:00 rano Bóg okazał swoją wielką łaskę i uczynił cud. W czasie zmiany personelu szpitala zasnąłem. Gdy jedna z pielęgniarek przyszła poprawić moje łóżko, była bardzo zdziwiona, że nic nie mówię i nie stękam podczas tej czynności. W tym czasie, kiedy ona z podziwem patrzyła na mnie, ja miałem nadzwyczjne widzenie. Widziałem Pana Jezusa Chrystusa na obłokach. Był w białej szacie. Gdy Go zobaczyłem, zacząłem prosić: Tak długo już na Ciebie czekam. Ty widzisz mój ból i cierpienie. Przebacz mi wszystko, Panie, zmiłuj się nade mną, proszę Cię".
Wówczas Jezus Chrystus obrócił swoją twarz w moją stronę. Blask był tak wielki, że nie mogłem patrzeć na Niego. On podniósł swoje ręce, na których zobaczyłem blizny po przebiciu na krzyżu, na Golgocie, za moje grzechy. I oto z tych ran, tak jakby elektryczna strzała, podobna do błyskawicy na niebie, padła prosto na moją głowę, ciepła. Przez całe moje ciało zaczęło przenikać coś w rodzaju rozpalonego żelaza. Bardzo piekło, a potem, w miejscach gdzie piekło, odczułem ulgę. Kiedy ta błyskawica wyszła ze mnie poprzez nogi, natychmiast poczułem że jestem zdrowy. Potem zaraz się przebudziłem i zacząłem podnosić się i schodzić z łóżka.
Widząc obok siebie pielęgniarki, powiedziałem: "Niech was Bóg błogosławi! Bóg mnie uzdrowił!" Kiedy zacząłem wstawać z łóżka, pielęgniarki zatrzymywały mnie i upominały, żebym się uspokoił. Ale ja zacząłem krzyczeć, płakać i powtarzać te same słowa: "Jezus mnie uzdrowił, dlaczego mi nie wierzycie?" Pielęgniarki mi odpowiedziły: "Wierzymy panu, pomożemy panu, tylko proszę się uspokoić.".....
Zaczęły zaczepiać gumowe rurki, którymi byłem pookręcany, a które wstając ciągnąłem za sobą. One prosiły mnie o spokój і posłuchałem. Poczekałem, aby poroskręcały wszystko і poodczepiały mnie od tego aparatu. Potem wyskoczyłem z łóżka, zacząłem chwalić Boga і wykrzykiwać: “Bóg mnie uzdrowił! Bóg mnie uzdrowił!” Pielęgniarki prosiły mnie, żebym usiadł na łóżku і uspokoił się, bo wszyscy, przechodząc korytarzem, zaglądali do pokoju, ażeby zobaczyć, co się stało, dlaczego tak krzyczę. A ja każdemu mówiłem: “Niech cię Bóg błogosławi – Bóg mnie uzdrowił”
Niespodziewanie w drzwiach stanął lekarz, którego jeszcze nie znałem. Specjalista, który mnie leczył, wziął sobie tego lekarza do pomocy, gdy znajdowałem się w krytycznym stanie. Lekarz ten każdego poranka przychodził do mnie, badał stan mojego zdrowia і przepisywał odpowiednie lekarstwa.
Gdy ujrzałem go w drzwiach, od razu zawołałem: ”Niech cię Bóg błogosławi, doktorze Mangomery!” On stał zdziwiony w drzwiach, a pielęgniarka podeszła do niego і coś szepnęła mu do ucha. Myślę, że powiedziała mu, że zwariowałem.
Doktor Mangomery zapytał mnie niespodziewanie, jak się nazywam. Odpowiedziałem, że nazywam się Makowski, a on zadał mi podchwytliwe pytanie: “A gdzie ty jesteś – “W szpitalu” – odpowiedziałem. “A dlaczego tu jesteś – spytał doktor. “Miałem operacje” – odpowiedziałem dalej. Doktor nie ustępował і pytał dalej. -”Jakie miałeś operacje?”
“Na wrzody żołądka, a potem wycięto mi część żołądka”
“A ile operacji miałeś?”
“Aż trzy”- odpowiedziałem.
Lekarz widząc, że wszystko rozumiałem, zapytał mnie: “Kto to jest na fotografii, która stoi na stoliku obok twego łóżka?”
“To są moje kochane dzieci.”
Lekarz zapytał mnie jeszcze, jak one się nazywają і po ile mają lat. Odpowiedziałem prawidłowo, a on przekonał się, że jestem przy zdrowych zmysłach. Na koniec jeszcze zapytał: “Jak myślisz, która teraz jest godzina?” Nie miałem zegarka. Popatrzyłem więc w oknoі odpowiedziałem: “Myślę, że będzie gdzieś przed ósmą”. Lekarz popatrzył na zegarek і rzekł “Tak, akurat jest ósma”. Po czym odwrócił się і wyszedł.
Po paru minutach ten sam lekarz ogłosił przez głośniki szpitalne, że dziś, w tym szpitalu, Bóg uczynił cud. Uzdrowił jednego ze śmiertelnie chorych ludzi, któremu lekarze powiedzieli, że z tej choroby już nie wyjdzie, czego sam jest świadkiem. Stwierdził, że to tylko sam Bóg przywrócił mi zdrowie.
Z radością wielbiłem mojego Boga za to, że On objawił mi się, dzięki swej
wielkiej miłości, przebaczył mi moje grzechy і uzdrowił mnie, za co niech będzie Mu chwała, Alleluja!
Po zakończeniu swojego komunikatu, lekarz zadzwonił do pielęgniarek, by
przewiozły mnie na prześwietlenie. Kiedy usiadłem na szpitalnym wózku і pielęgniarka wywiozła mnie na korytarz, zobaczyłem wiele ludzi. Podniosłem swoje ręce do góry, podobnie jak to czyni papież і zacząłem ich głośno błogosławić: “Niech was wszystkich Bóg błogosławi! Bóg mnie uzdrowił!” I tak bezustannie powtarzałem te słowa. Wszyscy się zbiegli і przysłuchiwali się mojemu świadectwu o tym, co Bóg dla mnie uczynił.
Kiedy mnie przywieźli do pokoju, w którym zrobiono prześwietlenie, zobaczyłem, że około 20 ludzi, w tym і pielęgniarki, obsługuje aparaturę w tym pomieszczeniu. Wszyscy czekali na to, co pokażą promienie rentgena. Przywitałem głośno ich wszystkich: “Niech was wszystkich Bóg błogosławi! Bóg mnie uzdrowił.”
Nie wiem, co ci ludzie myśleli bądź mówili o mnie, ale ja odważnie mówiłem im o wielkim Bożym dziele, które było moim udziałem. Za co niech będzie Mu chwała od nas wszystkich.
Kiedy tak wykrzywiwałem, z sąsiedniego pomieszczenia wyszedł główny lekarz z maską na twarzy. Widocznie przeprowadzał jakąś operacje. Kiedy go zobaczyłem, z miejsca wykrzyknąłem: “Doktorze Ekart, niech ciebie Bóg błogosławi! Bóg mnie dzisiaj uzdrowił.” Słysząc te moje słowa doktor podszedł do mnie, położył swą rękę na moich plecach і powiedział ze łzami w oczach: “Wlodzimierzu, ja jestem świadkiem tego, że ty wyszedłeś z takiego beznadziejnego stanu. Z takich komplikacji, jakie miałeś, a które przytrafiają się jednemu na tysiąc chorych, nikt nie wychodzi żywy. Ty jesteś pierwszym. Wierzę і cieszę się z tego, że Bóg okazał względem ciebie swoją łaskę.”
Po tym wydarzeniu zwołał wszystkich lekarzy і powiedział do nich: “Úważnie słuchajcie, co mówi ten człowiek. Jest to ten sam chory, który wydawał się nieuleczalnym. On wyszedł jednak z tej choroby, a teraz posłuchajcie, kto mu dopomógł.”
Lekarze podchodzili і przysłuchwali się temu, co mówiłem o Bogu, który mnie uzdrowił.
Nagle zrobiło mi się niedobrze, poczęło mnie mdlić. Pielęgniarka podała mi chusteczkę. Gdy zwymiotowałem, wypłynęło coś na kształt żółtka z jaja, a w środku była krew.
Doktor uważnie obejrzał wydzielinę і powiedział: “Włodzimierzu, ty dzisiaj narodziłeś się na nowo”.
Wysławiałem Boga, bo jestem Jego dzieckiem. Zaprawdę w tym dniu On na nowo mnie zrodził.
W trakcie prześwietlenia do tego pokoju wszedł lekarz і chciał się przekonać, czy Bóg naprawdę mnie uzdrowił. Dobrze wiedział, że miałem trzy operacje і że po każdej operacji rany moje nie goiły się. Zdjął ze mnie wszystkie bandaże, którymi były obwiązane moje rany і aż zaniemówił. Pielęgniarka, gdy to zobaczyla – wykrzyknęła: “To jest naprawdę cud. Parę godzin temu osobiście zmieniałam opatrunek і te rany nie były zagojone, a teraz są zagojone. Tak, to jest cud!”
Zacząłem oddychać і żyć wolnym życiem w Jezusie Chrystusie. I tak wszyskim skladałem świadectwo і świadczę nadal o tym, co mój Bóg mi uczynił. Jedni mówią, że miałem szczęście, inni, że to się stało z gorączki, a jeszcze inni twierdza, że to sen. Ale wierzący ludzie uwielbiają Boga za Jego miłość.
Mówię ludziom: “Niech dla jednych to będzie z gorączki, dla innych niech to będzie sen. Lecz ja jedno wiem, że byłem w objęciach śmierci і ciało moje już się rozkładało, a teraz żyję”.
Świadczę jak ten ślepy od urodzenia. Jezus otworzył mu oczy, ale faryzeusze nie uwierzyli, że Ten, który otworzył jego oczy, jest od Boga, bo nie przestrzega sabatu. A człowiek, który byl ślepy odpowiedział im: “Czy on jest grzeszny, nie wiem: to jedno wiem, że byłem ślepy a teraz widzę /Jan 9,25/.
Drodzy Czytelnicy, niechaj imię Boga będzie wysławione po całej Ziemi. Opowiedziałem wam całą szczerą prawdę o tym, co Bóg dla mnie uczynił, jak zmiłował się nade mną.
Możliwe, że і ktoś z was znajduje się w stanie podobnym do tego, w jakim ja byłem. Może ktoś znajduje się na krawędzi śmierci, Ja was proszę, zwróćcie się szczerze do Pana Jezusa Chrystusa, a przekonacie się, że On wam pomoże! On przebaczy wam wszystkie wasze grzechy, zbawi was і uzdrowi. Życie wasze będzie życiem w szczęściu і radości. Będziecie nowymi ludzmi w Jezusie Chrystusie.
Obiecajcie Bogu, że jeśli On was uzdrowi і zbawi, będziecie służyć tylko Jemu і życ tylko dla Niego. O jedno tylko proszę – nie próbujcie kombinować: niech ja tylko będę zdrowy, to wtedy będę tak żył, jak żyłem poprzednio.
Wiedzcie o tym, że Bóg zna wszystkie tajemnice waszego serca, wszystkie wasze myśli.
Proszę, bądźcie szczerymi i uczciwymi przed Bogiem. Szczerze і z całego serca pokutujcie za swoje grzechy, wyznajcie je przed Bogiem і proście Go, aby On zmiłował sie nad wami. Przekonacie się wtedy o tym, że Jezus Chrystus wysłucha waszą modlitwę і pomoże wam. Posłuchajcie, co mówi Boże Słowo: “Jeśli o cokolwiek prosić będziecie w imieniu moim, spełnię to. Jeśli mnie miłujecie, przykazań moich przestrzegać będziecie” /Jan 14,14-15/.
“Ja – Pan twój, lekarz” /2 Mojż. 15,26/.
“Jezus Chrystus wczoraj, dziś і na wieki ten sam “ /Hebr. 13,8/.